literature

Akatsuki by Ean '12'

Deviation Actions

eanilis's avatar
By
Published:
620 Views

Literature Text

                                        Rozdział XII "Przemyślenia"




          Cisza. Spokój. Samotność. Złe myśli nachodzą każdego, kto trwa w takim stanie. Zwłaszcza, kiedy siedzi opuszczony przez wszytych przy oknie, wpatrując się w sunące po niebie obłoki. Taka osoba poczyna rozważać nad swoim życiem, nad czynami, nad tym, czego jej najbardziej brakuje. Czy to ulubiony zwierzak, który był przyjacielem na dobre i na złe, lekiem na wszelkie troski, który, machnąwszy ogonem potrafił sprawić, że chcieliśmy otrzeć najboleśniejsze łzy, czy to ukochana osoba, z którą zostaliśmy rozdzieleniu z przyczyn życiowych. A może ktoś, kogo pragniemy spotkać, lecz nie jest nam to pisane?

          Kto by to nie był, zawsze tęsknota jest tak samo ciężka do zniesienia. Tak samo będziemy cierpieć i tak samo będziemy rozdarci pomiędzy tym, co chcemy zrobić,a tym co musimy…



          Itachi westchnął cicho, odwracając się plecami do okna. Zasłonił żaluzje. Czuł się samotny. Miał tego dość, ale cóż mógł zrobić? Przecież nie przyzna się do tego, co czuje! Nie może! To by go zniszczyło! To zniszczyło by oziębłego, patrzącego na wszystko z góry oraz jawną niechęcią chłopaka…

          Powoli żałował tego, kim postanowił się stać. „Wyprany z uczuć morderca”? Pf… Jasne…  Gdyby to było takie proste… Gdyby można było tak zwyczajnie odrzucić swoje uczucia, emocje oraz myśli… Jakież to byłoby wspaniałe! Jakże cudownie czułby się taki człowiek… Jakże lekkim mógłby się wówczas stać…

          Położył się na łóżku. Potrzebował odpoczynku. Jego umysł był naprawdę zmęczony ciągłymi smutkami. Bo ileż można? Ile można wciąż się przejmować i zamartwiać?



          Kiedy Deidara obudził się rankiem następnego dnia, przeciągnął się. Był szczęśliwy, jak nigdy dotąd. Dawno nie miał tak pięknego snu! Ach… Jak to wspaniale, kiedy śnimy o tym, czego pragniemy? Sen to nasz przyjaciel, nawet jeśli czasami zsyła na nas koszmary, nękające nas po nocach, pozostawiając kaca moralnego na następny dzień.

          Ale nie tym razem! Tym razem śnił iście piękny sen. Tak idealny w każdym calu, iż niemal nie sposób sobie wyobrazić nic lepszego. Ziewnął zadowolony. Leniwie otworzył oczy. Dopiero teraz zauważył, że nie siedzi, jak mu się zdawało, lecz leży na kolanach lalkarza. Mało tego! Rudzielec pochyla się nad nim, bawiąc się jego wgląd kosmykami i obserwuje jego reakcje.

          Momentalnie poderwał się na równe nogi. Odwrócił się przodem do Sasoriego i, wyciągnąwszy przed siebie rękę, wskazując na towarzysza, otwierał i zamykał usta. Był jednak w tak silnym szoku, iż nie zdołał nawet powiedzieć ani słowa.

          Lalkarz uśmiechnął się przebiegle. Odchylił w tył głowę i spoglądając na niego z wyższością, zaczął rozmowę.

          - Widzę, że królewna wreszcie się łaskawie obudziła… - Zaśmiał się. Mówił tym swoim zarozumiałym tonem, którego blondyn tak nienawidził. Czuł się wówczas dużo gorszym, od swego mistrza. – Co tak łapiesz powietrze? – Zakpił, przyglądając dalszym próbom przemowy, jakie przejawiał jego partner.

          Widząc, że blondyn nie jest w stanie nic powiedzieć, w akcie dezaprobaty, położył dłoń na twarzy. Uśmiechnął się do siebie i ponownie rzekł z kpiącym uśmiechem.

          - Jesteś beznadziejny, Deidara…

          - Un?!

          Stanął, jak wryty. Osłupiały, przyglądał się lalkarzowi, który ze spokojem, podpierając się o ziemię oraz swoje kolana, wstał, prostując się. Jakże majestatycznie to wyglądało… Blondyn był oczarowany. Czemu? Któż to wie… Tak zwykła czynność, w wykonaniu Akasuny nagle wydała mu się tak piękna… I tak ulotna… „Jak sztuka, un…”, przeszło mu przez myśl.

          - Jedzmy szybko śniadanie i ruszajmy dalej – rzekł bez emocji mistrz marionetek, przechodząc obok towarzysza i kierując się w stronę palącego się w nocy ogniska.



          - Itachi… - zaczął niepewnie Kisame, spoglądając na siedzącego w kuchni i pijącego kawę bruneta. Młodzieniec wyglądał jak siedem nieszczęść. Wyraźnie nie wyspał się tej nocy. – Coś nie tak?

          - Nie twoja sprawa – warknął, pociągając kolejny łyk napoju. Potrzebował tego. Musiał się odprężyć, rozbudzić, ale przede wszystkim – uspokoić swoje skołatane nerwy.

          Hidan, który właśnie wszedł do pomieszczenia, widząc partnerów, uśmiechnął się pod nosem. Właśnie przyszła mu do głowy pewna myśl. Podszedł do Uchihy, kiedy ten właśnie po raz kolejny upijał łyk i… Uderzył go zamaszyście w plecy.

          - No cześć, stary! – Wrzasnął wesoło, jak gdyby nigdy nic.

          Kisame buchnął śmiechem. Rechocząc jak głupi, oparł się jedną ręką o stół, a drugą ściskał brzuch. Zwyczajnie nie mógł się opanować. Jashinista wyglądał podobnie. Tylko Itachiemu nie było do śmiechu. Nie spodziewając się czegoś takiego, zaczął się dławić kawą. Część wypluł na stół, część udało mu się połknąć. Położył dłonie na blacie i podpierając się na nich, próbował odzyskać stabilność oddechu. W myślach przeklinał Hidana i jego głupie poczucie humoru.

          Zmierzył obojgu pogardliwym spojrzeniem. Jakże miał ochotę, by teraz na niego spojrzeli. Uruchomił sharingana i miał nadzieję katować ich w swoim jutsu. Jakże wspaniały pomysł na odreagowanie! Niech tylko spojrzą!

          - Z czego rżycie, debile? – Spytał Kakuzu, wkraczając do kuchni. Omiótł wszystko spojrzeniem. Widząc niechęć na twarzy Itachiego oraz zachowanie dwojga pozostałych mężczyzn, zdążył wyrobić sobie jako taki zarys sytuacji. – Zmieniam zdanie – warknął ponownie. – Nie chcę wiedzieć!

          - Za to Tobi chce wiedzieć – wrzasnął swoim przesłodzonym głosem, Madara,  wskakując do środka, jak zawsze w swej cudownej masce. – Tobi jest dobry chłopiec – dodał, przyglądając się zebranym.

          Itachi, widząc go, przewrócił oczami. Nie chciał mieć z tym nic wspólnego, tak więc –  pospiesznie opuścił miejsce, gdzie z wolna gromadziło się większość osób z Akatsuki. Szedł wolno korytarzem. Jego myśli znów gnały jak oszalałe. Teraz, przede wszystkim, musi wykombinować, co zrobić, by, kiedy nadejdzie czas, uregulować zaczerpnięty u Sasoriego dług. A to raczej, nie będzie takie proste.

          Rozmyślał nad tym. Wszedł do pokoju, ponownie siadając na swym łóżku. Wpatrywał się w okno. Tak… To nie będzie takie łatwe… A Deidara z całą pewnością nie będzie mu ułatwiał zadania… Westchnął.

          Ciche stukanie w drzwi. Skrzypnięcie, kiedy począł się otwierać. Spokojne kroki. Drzwi ponownie dały o sobie znać, kiedy gość począł je zamykać. Głuchy stukot cisza…

          - Itachi-san – zaczął spokojnie zamaskowany gość. – Tobi…

          - Daj spokój – westchnął Itachi. – Przecież obaj wiemy, kim jesteś, Madara – dodał zrezygnowany.

          Mężczyzna zdjął maskę, uśmiechając się wesoło. Był zadowolony. Nudziło go powoli granie głupka przed wszystkimi. Cieszył się, że chociaż teraz nie musiał.

          - Czego chcesz? – Spytał młodszy Uchiha, nadal wbijając wzrok w sunące po niebie chmury. Niektóre ich kształty przywodziły mu na myśl jakieś zwierzęta, lub figury. Odprężały…

          - Przed wczoraj rozmawiałeś z Sasorim, prawda? – Spytał swym zwykłym głosem gość. Młodzieniec potwierdził skinieniem głowy. – Sasori był u Peina tuż przed  wyjściem na misję – wyjaśnił spokojnie. – Jesteś jedyną osoba, która wiedziała o moich planach dużo wcześniej. – Ponownie potwierdzenie, tym samym gestem. – Ale powiedz, dlaczego chcesz… By to Kyuubi był bijuu, którego masz schwytać?

          Chłopak drgnął, słysząc to pytanie. Czyżby Sasori tak szybko postanowił załatwić to, czego Uchiha tak bardzo pragnął?

          - Ponieważ ten dzieciak też jest z Konohy – odparł, starając się, by jego głos był obojętny.

          - Znasz go?

          - Nie…

          Przez chwilę trwała po między nimi cisza.

          - Zgoda. – Odezwał się w końcu Madara, ponownie nakładając maskę. Prawdę mówiąc, sądził, iż ta rozmowa będzie dłuższa… No cóż… - Zajmiesz się złapaniem dziewięcioogoniastego lisa – syknął, opuszczając pokój Itachiego.

          Dopiero, kiedy jego kroki ucichły, brunet uśmiechnął się sam do siebie. Padł na łóżko. Po raz pierwszy od tak dawna czuł namiastkę szczęścia. Chciał tego, chciał ponownie wrócić do Konohy. A to był jedyny sposób, by ponownie ujrzeć kochanego młodszego brata. Co z tego, że chłopak go nienawidzi?

          Był na to gotowy! Bo, czyż nie on kazał Sasuke siebie nienawidzić? Tylko tak mógł wtedy spokojnie odejść. Teraz jednak, brakowało mu ciągłych wrzasków chłopaka. Brakowało nazywania go starszym bratem. Brakowało nawoływania i próśb o pomoc w treningu.

          Zamknął oczy, wspominając stare czasy. Czasy, kiedy był szczęśliwy…



          Deidara szedł kilka kroków przed Sasorim. Od samego ranka na jego twarzy wciąż tkwił szkarłatny rumieniec. Znów nie odzywał się słowem. Rozmyślał. Nie był pewien, jak ma się zachowywać w stosunku do lalkarza. Wszystko, co uważał za sen ubiegłej nocy, najwyraźniej było rzeczywistością. Zaklął w myślach. Najchętniej zapadłby się pod ziemię, lub uderzył głową w coś twardego.

          Dlaczego? Dlaczego, do jasnej cholery, zrobił coś tak głupiego?! Po kiego zaczął tak Wrzeszczeć?! Ale przecież… Poskutkowało to tym, że Sasori go pocałował… I to jak pocałował…!

          Uśmiechnął się szeroko, a jego twarz, tym razem w całości, przybrała kolor dojrzałej wiśni. Czuł się świetnie. Ogarniała go przyjemna euforia! W brzuchu, niemal jakby miał stada motyli. Wciąż tam buzowało, coś się skręcało, coś nie dawało spokoju. I z całą pewnością, nie był to obiad, który zjedli pół godziny temu!

          Lalkarz nie zmuszał do rozmowy. Szedł spokojnie za młodszym artystą, wpatrując się w  jego plecy. Prawdę mówiąc, sam się zastanawiał, co tak zajmuje myśli tego dzieciaka,lecz postanowił nie pytać.



          - Pein? – Zaczęła Konan, podchodząc do przyjaciela. – Chyba już czas mu powiedzieć, nie sądzisz?

          - Nie – odwarknął, nadal uzupełniając papiery.

          - Chcę tylko dla ciebie jak najlepiej – zaparzyła się, z powodu tonu jego głosu. – Znamy się od dzieciństwa…

          - Co z tego?

          - Widzę, jak na niego patrzysz – oznajmiła z chytrym uśmieszkiem. – I widzę, co do niego czujesz…

          - Nic nie czuję – odpowiedział, chcąc się jej jak najprędzej pozbyć.

          - Więc skąd wiesz, o kim mówię? – Spytała z triumfalnym uśmiechem na ustach.

          Zadrżał. Przeklinał siebie i swoją głupotę. Jak mógł dać się tak podejść?!

          Machnął ręką, ponownie starając się skupić na papierach, które musiał przejrzeć i uzupełnić. Towarzystwo kobiety, było jednak co najmniej rozpraszające. Dekoncentrowała go, jak cholera. Ach… Mogłaby dać sobie spokój, pójść w diabły, zostawiając go samego z jego robotą i myślami! To tak wiele?!

          - Masz rację, Konan – rzekł siląc się na spokojny ton głosu. – Nie mam najmniejszego pojęcia, o kim, do diabła, mówisz!

          - Jasne – zachichotała, ruszając w stronę drzwi. – Wiesz co?

          Spojrzał na nią, unosząc brew. Czekał, aż odpowie. Błękitnooka jednak, nie miała zamiaru  odpowiadać tak szybko. Zbyt dobrze się bawiła jego kosztem.

          - No, co? – Spytał poirytowany, niemal miażdżąc długopis w swej dłoni.

          - Jeśli ty mu nie powiesz, ja to zrobię – rzekła, wystawiając język.

          - Co? – Nie miał pojęcia o czym mówiła. Zupełnie zbiła go z tropu. O co tej głupiej kobiecie tym razem chodzi?!

          - Skoro ty nie chcesz powiedzieć Itachiemu, że ci na nim zależy, ja mu wyznam miłość – zaśmiała się.

          - CO?! – Zagrzmiał, wstając tak gwałtownie, że aż przewrócił fotel, na którym dotąd spoczywał.

          - No, to na razie – zaśmiała się, zamykając za sobą drzwi.

          Pein, patrzył na nie szeroko otwartymi oczyma.
Cóż... Jak widać - moje opowiadanie coraz większymi krokami chyli się ku końcowi. Tak - wreszcie dowiecie się, o co takie prosił Itach Sasora! Ale, o co prosił Sasor... Hehehe... Cóż... O tym będzie na końcu ostatniego rozdziału... Jeśli ktoś ciekaw - czekajcie cierpliwie!

Mam teraz wolne, więc w ciągu najbliższych kilku dni zakończę całe opowiadanie! Cieszycie się? Kto nie, od razu mówię - wówczas biorę się za zakończenie "Tęsknoty"...

Jeśli to także Was nie pociesza... Cóż... Po tym, jak zakończę "Aka by Ean" oraz "Tęsknotę", wezmę się ostro - i również skończę pisać - "Delikatny Wiatr", co, jak zauważyłam, chyba jest tutaj bestsellerem... No cóż... Skoro tak lubicie...

Później wezmę się za spisanie wszystkich zamówień... Tak, tak! Wreszcie to zrobię! W kolejności, w jakiej były zamawiane!

Później będę dodawać opowiadanie o mojej drogiej Naid [czyt. Naido], które już jest w trakcie prac, kiedy mam na to natchnienie. Dzięki temu - kiedy wszystko zrobię, co mam, to opowiadanie pewnie już też będzie skończone i będę je dodawać raz na tydzień, w między czasie, pisząc coś nowego...

Dodatkowo... Piszcie, jakie macie zamówienia, na kolejne parringi... Bedzie to druga tura, którą będę pisać, po tym, jak już dam wszystko, co spisałam powyżej... Może trochę będzie czekania, ale postaram się, byście dostali to w łapki możliwie najszybciej!
© 2009 - 2024 eanilis
Comments31
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Vesteil's avatar
Robi się ciekawie... Chociaż para Lider & Itachi nie należy do moich ulubionych. Ale z kolei moja ulubiona para Sasori & Deidara też się ślicznie rozwija... xD