literature

Akatsuki by Eanilis '7'

Deviation Actions

eanilis's avatar
By
Published:
436 Views

Literature Text

Rozdział VII "Deszcz"



          Zimny, niemalże lodowaty deszcz bębnił w szyby pogrążonego we śnie budynku, o ile można w ten sposób nazwać miejsce ukryte pośród skał i gęstego lasu. Grube krople rozbijały się o szkoło, dudniąc głośno. Budziły kryjówkę zdeprawowanych okrutników, morderców i wyrzutków społeczeństwa.

          Jedno z nich otworzyło sennie oczy. Wpatrywało się zamglonym wzrokiem w zniszczony sufit, z którego odpadała już kilkuletnia, wyniszczona farba oraz zwisała jedna staromodna lampa. Powiódł wzrokiem po pomieszczeniu. Chwilę mu zajęło, nim przypomniał sobie, iż nie jest to jego pokój. Zerknął na blondyna, skulonego tuż pod ramieniem obudzonego właśnie mężczyzny. Jakże mu odpowiadała ta pozycja... Zaśmiał się cicho, widząc pasma włosów spływające po twarzy towarzysza. W tej chwili naprawdę wyglądał jak kobieta...
          Wstał. Nie miał zamiaru czekać, aż ten się obudzi. Zabawił się z nim w nocy, wyspał i to mu wystarczyło. Nie czuł do blondyna nic poza pogardą. Wykorzystywał go, ponieważ nie miał pod ręką nikogo lepszego. Jakże żałosne...
Ubrał się i wyszedł. Skierował do swego pokoju. Pragną jak najprędzej się umyć. Tak. Tego właśnie teraz potrzebował! Wszedł do swego pokoju, chwycił w ruchu za ręcznik rozłożony na oparciu stojącego przy biurku krzesła, po czym, nie myśląc wiele, skierował się do łazienki, a tam - wszedł pod prysznic i począł obmywać swe ciało.

          Deszcz bębnił o szyby. Szare chmury nadal trzymały się nieboskłonu, zakrywając go niemalże całkowicie. Gdyby wyjść na podwórze, można by pomyśleć, iż noc nawet nie minęła. Było ciemno i zimno. Brakowało jedynie gwiazd i tarczy księżyca. A deszcz padał nieubłaganie, niosąc ze sobą smutek. Zupełnie, jakby aniołowie przeczuwali to, co ma się stać, co się wydarzy tuż pod ich skrzydłami. Rzekłby kto, iż litują się oni i płaczą nad losem tych, którzy mieszkają na tej biednej ziemi.

          Blondyn, słysząc zamykające się za jashinistą drzwi westchnął cicho. Deszcz również i jego zbudził, a poruszający się po jego pokoju chłopak tylko dodał swoje. Blondyn był już nieco rozbudzony, gdy usłyszał cichy trzask drzwi. Uśmiechnął się delikatnie, zacisnąwszy mocniej powieki. Opatulił się kołdrą, przykrył nią nawet głowę. Podwinął nogi pod siebie, kuląc się, niczym mały kotek i postanowił spać dalej. Mimo to, czuł łzy, które znów płyną po jego policzkach. Przeklinał siebie i tego dupka w swych myślach. Jakże go nienawidził! Zrobiłby niemal wszystko, by ktoś nareszcie pokazał tego dupkowi, gdzie jego miejsce!
          Nim usnął, spróbował jeszcze przywołać w umyśle obraz swego wybawcy.

          Szarość świata, który jest zamazany deszczem można porównać do szarości samotnego serca. Serca strapionego, które potrzebuje drugiej osoby. Które tęskni za kimś kogo utraciło. Bo czymże jest człowiek, kiedy jest sam? Jedynie marnością, starającą się egzystować na siłę. Ktoś, kto zawsze stara się odciąć od innych, tak naprawdę, nie może istnieć...

          Stukot. Ciche uderzenie młotka w drewno. Znów próba mocowania... Igły.Trucizny. Pułapki wszelkiej maści, które można ukryć w tych pięknych drewnianych dziełach. Westchnienie. Zadowolenie. Zachwyt. Szkarłatne oczy wpatrujące się w to, co stworzyły przytwierdzone do ciała ich właściciela dłonie. Uśmiech. Jakąż dumą napawało go to, co właśnie ukończył? Nie potrafił tego opisać. To była sztuka! Artystyczne dzieło,które nie może być porównywalne z niczym i nikim! Sztuka, która będzie trwała wiecznie!
          Zaśmiał się, przypomniawszy sobie poglądy na ten temat swego partnera.Jakże głupie poglądy... On utwierdzał, że sztuka to chwila. To moment życia, który niknie już w sekundę później. Sztuka to wybuch. Moment.Chwila, którą można uwieczni tylko aparatem fotograficznym. Bo jej piękno znika, gdy tylko rozpadnie się na drobne kawałeczki.
          "To nie jest sztuka!" - Pomyślał. - "Sztuka nie jest chwilą! Sztuką jest wieczność!"
          Wstał, odłożył swe nowe dzieło pod ścianą, by po chwili siąść ponownie na swe miejsce i rozpocząć tworzenie kolejnej lalki.

          Deszcz. Delikatne łzy nieba, płaczące z nami, za osobami, które utraciliśmy. Za tymi, który zniknęli nam z oczu, którzy nas nienawidzą, pomimo miłości, jaką pałamy do nich. Czy może wypłukać z nas smutki, jeśli będziemy stać na dworze, kiedy on tak zawzięcie pada? Czy dzięki temu możemy poczuć się choć trochę lepiej? Zapomnieć o swych winach? Czy może raczej przeciwnie?

          Brunet stojąc na środku polany, nie poruszył się od czasu, gdy rozpoczęła się ulewa. Stał tak, w jednej pozycji wpatrzony w czarne chmury. Deszcz obmywał jego twarz. Ciężkie krople spływały po policzkach, coraz niżej i niżej. Spływały na płaszcz i moczyły go. Płynęły jednak dalej. Aż na sam dół, gdzie skapywały na i tak już mokrą ziemię.
          Młody mężczyzna nie przejmował się tym. Jakże brakowało mu bliskości jego brata? Jakże pragnął powrócić do wioski, przytulić tego dzieciaka, uśmiechnąć się i ponownie usłyszeć jak chłopak woła swego starszego brata po imieniu. Jakże pragnął, by dzieciak przebaczył mu jego winę. Winę, która tak naprawdę była przecież wybawieniem dla rodzinnej wioski. Gdyby nie wykonał wówczas zadania, cóż by się stało? Zapewne było by jedynie więcej ofiar...
          Deszcz wciąż padał, spływając po jego policzki i mieszając się z pojedynczymi słonymi łzami wydobywającymi się z oczodołów chłopaka.

          Pomimo ciemności, jaka panowała w całej kryjówce przestępczej organizacji, można było zobaczyć nikłe światełko. Coś, co rozświetli nie tylko mrok otoczenia, ale i duszy. Delikatne światełko, zwykle dające nadzieję. Tak przynajmniej, mogli to interpretować niektórzy...

          Dwie osoby siedziały w jednym pokoju, na przeciw siebie. Rozmawiały zażarcie na pewien temat. Rudowłosy nie zgadał się z brunetem. Uważał, iż nie nastał jeszcze czas by przejść do działania, które zasugerował jego rozmówca. W końcu... Tak, dawało im to pewne pole do... Popisu. Dzięki temu na ich drodze, która zawiodła ich już aż tak daleko, zatliłoby się światło nadziei, iż nadal będzie szło tak dobrze, jak dotychczas. Jednak... Jeśli coś by poszło nie tak? Gdyby jedna osoba zbytnio się wychyliła? Cały plan legł by w gruzach! Wszystko, co dotychczas udało im się zrobić - DIABLI BY WZIĘLI!
          Do bruneta nie przemawiały te słowa. Uważał, że jego racje są słuszne i tylko te trzeba brać pod uwagę. Twierdził, że nastał już najwyższy czas by wprowadzić ten etap ich cudownego planu.
          Nie mogli dojść do rozumienia przez długi czas...
[link] <--Rozdział I
[link] <--Rozdział II
[link] <--Rozdział III
[link] <--Rozdział IV
[link] <--Rozdział V
[link] <--Rozdział VI

[link] <-- Rozdział VIII
[link] <--Rozdział IX
[link] <--Rozdział X


Krótki, dwustronny rozdział, dość znaczący na tle całości opowiadania.
Mam nadzieję, iż przypadnie do gustu :)
Jakby ktoś nie zrozumiał... Tłumaczenie...
Po kolei pojawiają się:

Hidan
Deidara
Sasori
Itachi
Tobi(Madara) i Pein
© 2009 - 2024 eanilis
Comments18
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Vesteil's avatar
Świetne. Najlepszy rozdział do tej pory. Po prostu. Kawałek dobrej literatury. :)