literature

'School Years' chapter 1

Deviation Actions

eanilis's avatar
By
Published:
368 Views

Literature Text

Rozdział I "Koniec wolności"



Ciepłe, przyjemne lato dobiegało właśnie końca. Nadszedł wrzesień, a wraz z nim smutek z powodu minionych wakacji. Jak co roku, tak i teraz, znów trzeba powrócić do szarych murów, by część dnia spędzić za ławką szkolną, następnie odrobić szybko prace domowe i dopiero wówczas, znaleźć nieco czasu dla siebie. Powiedzmy sobie szczerze: Czy ktokolwiek z nas cieszy się na tę wizję? Może tylko przez wzgląd na ponowne spotkanie z dawno niewidzianymi znajomymi ze szkoły…

W auli zostali właśnie zebrani uczniowie klas od piątych do ósmych. Niektórzy z nich patrzyli z niechęcią na dyrektora, który witał młodzież już dobrą godzinę. Nie robiło to na nich wrażenia. Już tyle razy słyszeli tę samą śpiewkę… Co bardziej uważni, znali ją na pamięć i ze znudzeniem, podpierając głowy na dłoniach, opartych o poręcze krzeseł, szeptali sami do siebie słowa mężczyzny, stojącego na scenie.

Szkoła, jak na takową, miała dość nietypową hierarchię. Do pierwszych klas uczęszczały osoby w wieku czternastu lat. W najwyższej – ósmej klasie, uczyły się, na ogół, osoby w wieku lat dwudziestu jeden. Ulegało to zmianie w przypadku osób, które musiały niestety powtarzać którąś klasę. Było to związane z układem, który owa szkoła zawarła ze szkołą podstawową, ośmioletnią, który został zawarty prawie wiek wcześniej. Najpierw nauka trwa osiem lat w szkole podstawowej, a następnie, każdy uczeń ma zapewnione miejsce w szkole wyższej, również ośmioletniej.

- … dlatego, droga młodzieży… - mruczał pod nosem, ze znudzeniem brunet.

- Przestań, do cholery – warknął szeptem, siedzący obok niego, kolega. – Starczy mi jego marudzenie. Twojego nie potrzebuję.

Brunet przewrócił oczami. Poprawił swoją czarną marynarkę, będącą nieodłączną częścią mundurku, fuknął cicho i wyprostowawszy się na krześle, obserwował dyrektora. Mężczyzna był ubrany w szary garnitur, na jego szyi znajdował się granatowy krawat. Siwe włosy zaczesane były do tyłu.

Nagle brunet, który jeszcze chwilę temu mówił równocześnie z dyrektorem, poczuł niewielkie uderzenie w tył głowy. Momentalnie spojrzał w tył, skąd nadleciała, niedużych rozmiarów, papierowa kulka. Widząc znienawidzone przez siebie osoby, burknął jedynie „debile”, po czym znów odwrócił się przodem do, wciąż mówiącego, mężczyzny. W duchu przeklinał siedzących za sobą, o kilka rzędy wyżej, nastolatków. Doprawdy – gdyby tylko mógł, w tej chwili podszedłby do nich i przyłożył pięścią w twarz każdemu po kolei. Jakże piękna wizja… I, na nieszczęście – jakże nierealna.

Coś takiego nie mogło by się wydarzyć z tej prostej przyczyny, że jego wrogowie, po pierwsze, są ze starszych klas, po drugie – mają przewagę liczebną, a potrzecie – on i jego przyjaciele, w hierarchii szkolnej, dyndają na końcu łańcucha pokarmowego. I gdzież tu, do jasnej cholery, sprawiedliwość?!

- Olej – mruknął chłopak, siedzący po jego prawej stronie. Sam także oberwał podobną, lecz większą kulką, w głowę. W gniewie zaciskał zęby, aż zgrzytały. A jednak – wiedział, iż muszą to przeboleć. Takie niestety jest życie! Aby jedni żyli beztrosko, inni muszą cierpieć…



Z głośnym gwarem, uczniowie opuszczali aulę, kierując się do swych pokoi, w których nie było ich całe wakacje. Teraz, radzi czy też nie – muszą do nich powrócić, by już następnego dnia ruszyć na zajęcia. Szkoła z internatem ma te plusy, iż zajęcia są rozłożone na cały dzień, zaczynają się najwcześniej o dziewiątej, a w planie zawsze jest uwzględniony czas na posiłek czy dłuższą przerwę.

- Rany – westchnął wysoki brunet z rozmierzwionymi włosami, przeciągając się jak kot. – Tym razem się rozgadał… – Westchnął. – Nosz… - Popchnięty, przez jednego z wychodzących, wpadł na ścianę. Szybko się podniósł i spojrzał z jawną nienawiścią na owego osobnika. Chciał już się na niego rzucić, jednak powstrzymała go ręka przyjaciela, ulokowana, sekundę wcześniej, na jego ramieniu.

- Nie warto – zauważył rudy chłopak. Drugą ręką przytrzymywał drugiego przyjaciela, również już rwącego się do walki. Westchnął ciężko. Dlaczego on, wiecznie spokojny, musiał znaleźć sobie za przyjaciół takich narwańców?

Przytaknęli na jego stwierdzenie. Mimo to, cała trójka odprowadziła, swych osobistych wrogów, pogardliwymi spojrzeniami. Dopiero, gdy tamci znikli im z oczu, odetchnęli z ulgą. Spojrzeli po sobie. Momentalnie ich nastroje uległy zmianie. Uśmiechnęli się i w dobrych humorach ruszyli do swoich pokoi.

- Mam nadzieję, że w tym roku będzie lepiej, niż w zeszłym, un – głośno wyraził swe myśli blondynek. Założył ręce za głowę i szedł przed siebie, wpatrując się w sufit.

Po drodze mijali pozostałych uczniów. Nie dość, że mury szkoły były szare i smutne, to jeszcze na każdym kroku widać było jedynie czarne mundurki z czerwonymi krawatami. Był to obowiązkowy strój każdego ucznia. Biała bluzka, czarna marynarka, krawat koloru krwi oraz, zależnie od płci – spodnie lub spódniczki. Jednakże, od kilku lat zaszła niewielka zmiana. Dziewczyny same mogły już decydować czy chcą spódnicę, czy spodnie. Tak czy tak – cała szkoła była raczej ciemna i ponura. Życia wnosiły błonia, zielone wiosną i latem, brązowo-żółto-pomarańczowe jesienią i białe zimą.

Mijając różne sale i pokoje innych uczniów, dotarli w końcu, wspiąwszy się po schodach, na trzecie piętro. Stanęli pod drzwiami z numerem trzysta siedemnaście. Blondyn spojrzał na nie z rezygnacją, po czym posłał przyjaciołom błagające spojrzenie.

- Nie marudź, Deidara – warknął rudowłosy. – I nie, w tym roku też żaden z nas nie będzie się chciał z tobą zamienić na pokoje – dodał, widząc, jak blondyn otwiera już usta. – Nawet nie próbuj!

- Ale wy nie musicie znosić tego debila, un – stęknął, spuszczając głowę, po czym począł intensywnie wpatrywać się w czubki swych butów.

- Fakt – rzekł brunet. – Ja nie muszę… Ale Sasori jest zmuszony na mieszkanie z moim kuzynem – rzekł spokojnie. Spojrzał na rudzielca porozumiewawczo.

- Wolałbym mieszkać z psycholem, niż z psycholem z ADHD – odparł zgryźliwie Deidara.

Jego towarzysze zachichotali słysząc to. Sam chłopak z kolei, modlił się w duchu, by jego współlokator tego nie słyszał. Nie należał on do spokojnych. W dodatku nieraz zdarzało się, że blondyn oberwał od niego dość mocno. Niejednokrotnie był tak posiniaczony, że ledwo mógł leżeć, a jednak… Nigdy nie poszedł z tym do ciała pedagogicznego, nigdy też nie odegrał się na swym oprawcy. Sam nie dałby rady. Nie mówiąc już o tym, że przez dziewięćdziesiąt procent czasu, który jego współlokator spędzał w pokoju, przebywali tam też jego towarzysze, czyli znienawidzenie przez Deidarę osoby, pałające do niego takąż samą nienawiścią.

- Przeżyłeś z nim już cztery lata, to i teraz dasz radę – pocieszał go rudzielec, objąwszy ramieniem. Drugą ręką poklepał blondyna po ramieniu i uśmiechnął się do niego delikatnie. Kilka kosmyków opadło mu niesfornie na oczy, ale nawet się nimi nie przejął.

Blondyn westchnął cicho. Odwzajemnił uśmiech, odwrócił się przodem do drzwi i otworzył je niechętnie. Do przyjaciół rzucił ciche „na razie” i wszedł do pomieszczenia. Musi się kiedyś rozpakować. Najlepiej jeszcze przed obiadem… Cóż… Życie, jak mawiają…

- Oo… - Do jego uszu dotarł pełen kpiny głos. – Widzę, że blondyneczka wreszcie dotarła do pokoju. – Starszy chłopak rozpoczął swą tyranadę.

Blondyn westchnął ciężko. Nie odpowiadał. Wolał zachować to, co pomyślał, w tej chwili, dla siebie. Wiedział, iż prędzej czy później, zemściłoby się to na nim. Ze znużeniem począł rozpakowywać swoje rzeczy, ignorując siwowłosego nastolatka. Będzie z nim dzielił pokój już piąty rok i nadal nie może się nadziwić temu, ile żelu Hidan wylewa dziennie na swoje włosy. No cóż… Ubiorem nie może się wyróżniać spośród uczniów, więc chociaż fryzura robi swoje.

- A reszta… - zaczął Deidara, robiąc nagłą pauzę. Ugryzł się więzy, nim powiedział więcej. Postanowił jednak nie użyć określenia „tych debili”. - … twoich kumpli – naprostował się – dzisiaj nas nie nawiedzi, hm? – Spytał pełen zaskoczenia.

- Rozpakowują się – brzmiała krótka odpowiedź.

- Aha…

- Zatem zostaniemy sami, blondyneczko – zaśmiał się siwowłosy.

- Pewnie, hm… Ale ja idę spać… - Udał, że ziewa, by następnie rzucić się na łóżko. Skulił się na nim, odwrócony twarzą do ściany i udawał, iż zasypia. Nie miał chęci na przedłużanie tego czegoś, co niektórzy pieszczotliwie nazwaliby rozmową.

               

Rudowłosy nastolatek zamknął za sobą drzwi. Ziewnął nieznacznie. Spojrzał na swoje bagaże. Chwilę później już zajmował się ich rozpakowywaniem. Kiedy zabierał się do rozpakowywania ostatniej z czterech walizek, drzwi pokoju otworzyły się. Stanął w nich jego współlokator. Wymienili krótkie spojrzenia, kiwnęli sobie głowami. Długowłosy brunet zamknął stare, drewniane drzwi. Zawiasy skrzypnęły nieznacznie.

- Dopiero tu przyjechaliśmy, a ty już musisz korzystać z prysznica? – Spytał obojętnym tonem, rozpakowujący się młodzieniec.

- Lepiej teraz, niż jak rozhisteryzowane idiotki będą czatowały pod łazienką. – Odpowiedział w ten sam sposób. Siadł na łóżko i przeciągnął się na nim.

- Słusznie.

- Tak w ogóle… Witaj znowu, Akasuna. – Brunet uśmiechnął się delikatnie, ponownie skinąwszy głową.

- Witaj, Uchiha – odparł, odwzajemniając skinienie. Uśmiechać się nie miał po co.

Sasori musiał przyznać, iż pomimo tego, że poza pokojem, Itachi, wspólnie ze swym towarzystwem, prowadzi otwartą wojnę przeciw Deidarze i Madarze, z samym rudzielcem jakoś się dogadywał. A przynajmniej w ich wspólnym miejscu noclegowym. Obaj ignorowali ataki w kierunku swojej osoby, mimo to odwzajemniali się ciętymi ripostami, wiedząc zarazem, iż muszą tak wobec siebie postępować, by sprawiać pozory przed innymi. W przeciwnym wypadku, towarzysze obu stron nie byli by zadowoleni. Rozumieli się jako tako. Obaj byli pedantami, przez co w ich pokoju zawsze panował ład i porządek, niszczony najczęściej przez gości jednej ze stron. Obaj też tolerowali siebie wzajemnie. W granicach rozsądku, rzecz jasna.

- Poszedłeś nareszcie za moją radą? – Spytał ni stąd, ni zowąd Itachi.

- W jakim sensie? – Pytanie było mało sprecyzowane.

- Zapuszczasz włosy? – Ciągnął z kokieteryjnym uśmieszkiem.

- Nie – padła prędka odpowiedź. – Urosły przez wakacje… I nie chce mi się iść do fryzjera… - Zastanowił się chwilę. – Poza tym… Nie przeszkadza mi taka długość… Myślę, że je tak zostawię. – Tym razem na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.

- I słusznie…



Madara westchnął ciężko, wchodząc do pokoju. Rozejrzał się. Czuł, że coś było nie tak. Pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był fakt, iż w pokoju nie znajdowały się inne bagaże prócz jego. Tylko dlaczego? Przecież chłopak, który z nim mieszkał – Sai, szedł dopiero do czwartej klasy! A, z tego co wiedział, nie można samemu zmieniać sobie pokoi. No i… Zawsze odnosił wrażenie, że dobrze się dogadują. Nigdy się nie kłócili, zawsze chętnie rozmawiali. Jego przyjaciele, Deidara i Sasori także chętnie konwersowali z młodszym brunetem. Cała czwórka lubiła jakiś odłam sztuki, co, w pewnej mierze, ich łączyło… Chłopak nie powinien mieć powodów do zrezygnowania z mieszkania w jednym pokoju z Uchihą. Zatem – gdzie podział się Sai?!

Spojrzał na zegar. Może jeszcze nie przyjechał? To chyba jedyne logiczne wyjaśnienie. Zapewne był w wakacje gdzieś na wyjeździe i jeszcze nie wrócił.

Uspokoiwszy nieco własną osobę, Madara postanowił zabrać się za rozpakowywanie. Dlaczego nikt nie może zrobić tego za niego? To taka nużąca robota!

Układał kolejno wszystkie ubrania do szafy, następnie zaczął rozpakowywać rzeczy osobiste, by ostatecznie zabrać się za różne przedmioty, które tylko jego zdaniem, były mu niezbędne do życia. Deidara zawsze marudził, że „przecież nikt przy zdrowych zmysłach, nie woził by ze sobą tego wszystkiego, bo nikomu to nie potrzebne!” Może innym nie, ale Madarze owszem! Nie mniej, brunet miał takie samo zdanie o glinianych pierdołach blondyna.

Kiedy już rozpakował bagaże, rozejrzał się po ponurym pokoju. Podobnie, jak na korytarzach, tutaj także ściany były wysokie i szare. Na całe szczęście młodzieniec radził sobie z tym, wywieszając nań plakaty z ulubionymi zespołami rockowymi. W te wakacje nawet udało mu się wkręcić na koncert jednej z tych kapel. Co więcej – prawie że siłą, zaciągnął tam Deia. Warto było, pomimo skomleń blondyna.

Ponownie spojrzał na zegar. Do obiadu została mu jeszcze godzina. Idealnie! Akurat wystarczy na prysznic i doprowadzenie się do stanu używalności.

Nie myśląc wiele więcej, chwycił za ręcznik, czyste ubranie, przybory kąpielowe i opuścił pokój, zmierzając do łazienki, by się odświeżyć. Po drodze zaczął snuć plany na ostatni, aktualny dzień wolności. Będzie musiał wymyślić coś dla siebie i przyjaciół. I to tak, by każdy był usatysfakcjonowany. Tym bardziej, że każdy z nich będzie chciał podpiąć pod owe plany jeszcze kilku innych ich znajomych.

Zapowiadało się ciekawe zakończenie wakacji…
Na opowiadanie nie mam żadnego konkretnego pomysłu, więc to będzie czysty spontan! Nie mam pomysłu na pairingi, na historię, ani na cokolwiek, co ma się tu dziać. Wszystko, co wyniknie, "napisze się samo". Będę to pisać pod wpływem chwili oraz nastroju, jaki aktualnie będę miała. Mam jednak pytanie, do każdego, kto tu zajrzy: mam to pisać z perspektywy każdego z osobna [najpierw imię postaci, a nastę;pnie opisywać całość z jej punktu widzenia], czy też pisać tak, jak poniżej? Decydujcie!

Wiem, że dużo tu powtórzeń i notka ogólnie jest do dupy, ale jakoś... Zacząć musiałam. A jeszcze raz powtórzę: nie miałam kompletnie pomysłu na cokolwiek poza ogólnym faktem, kto ma być kim... Gomenasai!
© 2009 - 2024 eanilis
Comments27
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
LadyPest's avatar
Fick o szkolnym życiu... Sama prawda i tylko prawda. I mimo że nie mieszkałam nigdy w internacie, to znam internatowe opowieści i wsjo jedna wielka racja xD
I w sumie... No wiedziałam że Itachi i Sasor to pedanci XD Oni jedyni od początku do końca na to pasują xD
A tak co do twojego komantarza- po prostu trzeba się rozkręcić xP